środa, 30 grudnia 2015

Before We Were Strangers by Renee Carlino

Before We Were Strangers by Renee Carlino


Może zacznę od tego, że poznajemy głównego bohatera - Matthiasa (Matta) w niezbyt kolorowych okolicznościach. Owszem pracę ma i niby robi to co kocha, ALE musi pracować ze swoją byłą żoną, która jest teraz żoną jego byłego przyjaciela i kumpla z pracy. Zakręcone, nieprawdaż? A do tego owa ex-żona oznajmia, że jest w ciąży. Dół i dół ;). No może nie aż taki, bo mimo wszystko przez te wszystkie lata co z nią był, to tęsknił za swoją pierwszą miłością - Graceland (Grace) i zastanawiał się czemu ona po prostu ZNIKNĘŁA? I tak przenosimy się na peron w metrze i te parę sekund zmienia jego życie, gdy ich spojrzenia się ze sobą krzyżują :). I mamy piękną retrospekcję ich młodzieńczych lat. Jak to się poznali w akademiku, jak zaprzyjaźnili, jak zakochali. A potem powrót do rzeczywistości i co zrobi Matt z tym fantem, że Grace odezwała się do niego i jak to się potoczy dalej. Jeśli chodzi o przeszłość i lata młodzieńcze to dodam, że Grace była muzykiem - grała na wiolonczeli a Matt był fotografem (dwie artystyczne dusze). Byli trochę jak ogień i woda - ona z biednej rodziny, musiała sobie jakoś radzić w życiu i na studiach, by móc nawet cokolwiek zjeść (nie mogła porzucić ćwiczeń na wiolonczeli, by nawet się gdziekolwiek zatrudnić). On z dość sytuowanej rodziny - jego ojciec prawnik, matka artystyczna dusza (ale rozwiedzeni), starszy brat, który poszedł w ślady ojca i zaręczony co ciekawe z byłą dziewczyną Matta ;). 

Czytając retrospekcję jakoś miałam wrażenie jakbym w pewnym sensie znalazła się w serialu "Felicity" :). Dość stary z lat 90, jak ja jeszcze byłam dzieckiem :). Może nie chodzi o bohaterów i o to co oni robili w serialu i w książce, ale bardziej o ten klimat. Przynajmniej ja tak miałam :).
 
Książka była pisana w większości na dwa głosy - Matta i Grace, końcówka to niespodzianka ;). 

Z pewnością ta historia jest dobra pod tym względem, że mogła wydarzyć się naprawdę. I bohaterowie nie byli wyidealizowani, ale z krwi i kości. Popełniali błędy, starali się je naprawić i to wielkie BUM - CO SIĘ STAŁO, ŻE KONTAKT SIĘ URWAŁ? Czy aby na pewno chodziło o to że Grace po prostu zniknęła, czy JEDNAK o coś innego ? :) 

STRONA TECHNICZNA: poziom raczej średnio-zaawansowany i bardzo dobry styl pisarki - płynnie się czytało :).

Ocena: 10/10

POLECAM!!!
 

niedziela, 27 grudnia 2015

The Air He Breathes (Elements #1) by Brittainy C. Cherry

The Air He Breathes (Elements #1) by Brittainy C. Cherry


Jedno słowo: Żałoba

Z tematem Żałoby spotkałam się już w poprzedniej i zarazem mojej pierwszej przeczytanej książce pani B.C. Cherry - "Kochając Pana Danielsa". Tam byłam świadkiem śmierci nastoletniej dziewczyny w wyniku choroby i jak to jej siostra bliźniaczka znosiła żałobę po niej. Przyznam, że pięknym gestem ze strony nieżyjącej już siostry było pudełko pełne listów i lista z wyzwaniami. Z pewnością to w jakimś stopniu pomogło tamtej dziewczynie w zmierzeniu się ze śmiercią siostry i bólem serca po jej stracie.

Tutaj śmierć przyszła niespodziewanie - w wyniku wypadku samochodowego. I trafiła w dwie rodziny: Elizabeth, która straciła męża i Tristana, który niestety stracił zarówno żonę jak i syna. W książce możemy zobaczyć jak oboje zmagają się z utratą ukochanych osób. I jak można się zmienić wewnętrznie po takiej ogromnej stracie. Elizabeth miała to szczęście w nieszczęściu, że miała dla kogo wstawać każdego dnia z łóżka i starać się jakoś żyć (5-letnia córeczka). Mimo to musiała uciec z miasteczka w którym mieszkała i na rok zamieszkała ze swoją matką, która miała swoje własne problemy - mimo upływu lat nie potrafiła przeboleć utraty swojego męża, czyli ojca Elizabeth (mała Lizzie miała wtedy bodajże z 10-12 lat) i zatraciła się. Brzydziej mówiąc "zeszmaciła się" i najgorzej, że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Przyprowadzając i będąc to z kolejnym potencjalnym tatusiem. Widać, że tym razem autorka chciała pokazać jak DOROŚLI radzą sobie z żałobą i jakie mogą być konsekwencje tego, gdy nie potrafimy powiedzieć "do widzenia" najbliższym i żyć dalej. Oczywiście drogi dwójki głównych bohaterów się krzyżują i zaczyna się piękna i zarazem trudna historia ich obojga. I najlepsze w ich historii było to, że nie była ona cukierkowa, a błądzili, potykali się i podnosili. Jak w życiu. Kibicowałam im obojgu, ALE był pewien przełomowy moment, że tak samo jak Elizabeth (moja imienniczka) ciężko mi by było wybaczyć pewną rzecz, którą zrobił Tristan, a o co mi chodzi i czy wybaczyła to sami się dowiecie czytając ;).

Postacie drugoplanowe też były dopracowane, to było widać czytając, że mają tam swoje życie :). Przyjaciółka Elizabeth, Faye była niesamowita, kiedy pojawiała się na scenie to od razu było jaśniej - świetne poczucie humoru, śmiałam się pod nosem z każdego jej tekstu ;). Byłam także pod wrażeniem teściów Elizabeth - takich to ze świecą szukać - ciepli i pomocni.

Piękny i wzruszający był motyw z "piórkiem", ALE nie zdradzę o co chodzi, by nie zabierać przyjemności z jego odkrycia ;). 

Książka potrafi zaskoczyć, bo ostatnie 20% (czytałam na Kindle) to był rollercoaster. Wydawać by się mogło, a cóż tu można wymyślić, ALE da się i było ciekawie i intrygująco.

Styl pisarki jest dość prosty i bywają powtórzenia, ALE nie wyglądają one na przypadkowe, tylko celowe, by podkreślić pewną myśl. Ogółem powiem, że pani B.C. Cherry potrafi opowiadać historie :).

STRONA TECHNICZNA: język dość prosty. Poziom bardziej średnio-zaawansowany.

Ocena: 10/10 

Podsumowując: POLECAM, POLECAM i jeszcze raz POLECAM ;) !!! 

czwartek, 24 grudnia 2015

Życzenia :)



Dla moich wszystkich odwiedzających życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia :)))). Dużo prezentów i samych radosnych chwil w gronie rodzinnym oraz czasu na relaks z książeczką :). A także wystrzałowego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku 2016 !!!

poniedziałek, 21 grudnia 2015

The Time Traveler's Wife by Audrey Niffenegger

The Time Traveler's Wife by Audrey Niffenegger




No cóż jak odłożyłam ją na bok i sięgnęłam po inne książki, to teraz jak na nią patrzę i zastanawiam się czy wskoczyć w "siodło" fabuły ;), to jednak coś mi mówi w środku - "Eee neee". I pasuję ;).

Historia sama w sobie jest MAGICZNA, ORYGINALNA tego nie zaprzeczę i te 167 str., które przeczytałam były super, ALE ta cała szczegółowość w opisach, którą jakoś udało mi się przełknąć czytając po angielsku (dobre dla poćwiczenia) czasami bywała irytująca, bo ja nie muszę za każdym razem wiedzieć co kto zjadł itp. itd. I choćby dlatego ta książka ma z ponad 500 str. jak pewnie można by było opowiedzieć całą historię w 300 str. ALE jak na debiut autorki to i tak wyszła jej bardzo dobra książka o miłości i podróżach w czasie.

Nie wiem jak ta lektura jest strawna po polsku ;), ale tak czy inaczej ją POLECAM, bo jest magiczna, a i magii nam w życiu nie zaszkodzi ;).

STRONA TECHNICZNA: poziom bardziej zaawansowany i dobry dla poćwiczenia słownictwa przez tą całą szczegółowość opisów ;).

Ja pewnie sobie jeszcze raz film obejrzę na jej podstawię ;).


Ocena: 7/10

POLECAM!!! 

czwartek, 17 grudnia 2015

Arouse (Spiral of Bliss #1) by Nina Lane

Arouse (Spiral of Bliss #1) by Nina Lane


Cieszę się, że sięgnęłam akurat po tę książkę po przeczytaniu Dark Erotyka, bo przynajmniej mogłam ochłonąć i wrócić do rzeczywistości. Tej bardziej kolorowej, gdzie seks jest wyrazem miłości i jednością z tobą drugą osobą. Choć nie powiem na początku miałam jakieś tam trudności z przyzwyczajeniem się do normalniejszej wersji seksu, a nie tej porypanej i chorej. Pomimo tego, że wiem co jest dobre, a co złe. Jak widać moc słowa pisanego jest silna i działa na wyobraźnie i nie tylko.

Na wstępie powiem, że to był strzał w dziesiątkę :). Byłam pochłonięta życiem Deana i Liv (Olivia). Na początku wydawało się to jak bajka - wyidealizowany na rycerza na białym koniu - Dean i Olivia, jako dama w opałach. Cuś nie cuś ;). Dean -  seksowny profesor od historii średniowiecza (9 lat starszy) i Olivia z trudną przeszłością (trudne dzieciństwo za sprawą toksycznej matki) przez którą zamknęła się w jakiś sposób przed światem (mur ochronny). Poznają się przy rejestracji na uniwersytecie (nie była jego studentką) i od tamtej pory, a raczej od "ups" książki mi upadły incydencie ich historia się zaczyna. Ale jeśli chodzi o I cz., a są III, to poznajemy ich wtedy, kiedy przeżywają swój pierwszy kryzys małżeński - temat tabu - DZIECKO. I tak to "dziecko" stało się punktem zaczepienia  i od niego wszystko się zaczęło, a po drodze wychodzą całkiem niezłe kwiatki (Dean przyznaje się do czegoś) i o katastrofę, aż się prosi. I tak śledzimy ich kryzys i starania w naprawieniu ich relacji, ale jak to w życiu bywa, nie jest łatwo i choćby dlatego tak bardzo mi się ta książka spodobała, bo z początku może wydawać się jako czysta fikcja, ALE ta ich WALKA o MIŁOŚĆ o SIEBIE NAWZAJEM była tak namacalna i czuło się wszystkie ich emocje i zmagania, że wsiąkłam w to i śledziłam z zapartym tchem.

Aaa, sceny seksu, no cóż było ich tam i to sporo i różnego rodzaju i całkiem, całkiem, nie powiem ;). Sprośności w języku nie brakowało, ale to ten rodzaj małżeńskiej sprośności w łóżku ;). Chyba, że ktoś i tego nie trawi to niech nie sięga ;). 

STRONA TECHNICZNA: język na poziomie średnio-zaawansowanym. Ja podglądałam tylko w większości przymiotniki z którymi nie byłam wcześniej zaznajomiona ;). 

Dodam może, że w I i II cz. głos ma Liv, ale w III dano też głos i Deanowi i to było bardzo interesujące. Może nie zgadzałam się ze wszystkim co oni robili, ale i tak byłam pochłonięta ich historią.

Ja już sięgnęłam po drugi tom i przejście jest płynne - tam gdzie pierwszy tom się skończył. I jest bardzo ciekawie ;).

Ocena: 9,5/10, bo z początku trochę mi coś tam zgrzytało, ale potem to bajka ;).

POLECAM!!!

wtorek, 15 grudnia 2015

The Sordid Promise (Breaking Insanity #1) by Courtney Lane /18+/

The Sordid Promise (Breaking Insanity #1) by Courtney Lane /18+/


Jeśli chodzi o ten gatunek literacki, to trzeba ostrzec potencjalnych czytelników, więc...

***Warning: Contains graphic language, frequent graphic sex, violence, and very dark themes.

A teraz jak mi lżej na sercu, że Was ostrzegłam, to postaram się podzielić moimi wrażeniami, choć nie będzie to aż takie proste - żeby za dużo nie powiedzieć i własne myśli także uporządkować ;).

Cytuję i dołączam się do opinii z Goodreads, że tę książkę można tak podsumować: MIND FUCK !!!

Chciałam zobaczyć a cóż to jest ten cały DARK EROTYK i myślałam, że byłam w jakimś stopniu przygotowana, ALE na takie coś w tym stylu, nikt nie jest przygotowany ;).

Przede wszystkim, muszę powiedzieć, że jest to zdecydowanie THRILLER PSYCHOLOGICZNY z dużą ilością ostrego seksu i to niekoniecznie za całkowitą zgodą obu stron. Jeśli ktoś jest pruderyjny, to broń Boże niech nie sięga po tę książkę, bo może doznać urazu i się ostro przestraszyć ;). Nie żartuję! To jest bardziej dla osób, które trawią w większym stopniu sprośności i dosadny, kwiecisty język i jeśli chcą wskoczyć na głęboką wodę i zapoznać się także z CIEMNĄ stroną człowieka podchodzącą pod przemoc plus seks, to wtedy proszę bardzo ;).

Przyznam, że sięgnęłam z ciekawości i dodam, że pan Grey przy Ericu to misiaczek i nawet jego sztuczki w czerwonym pokoju to nic w porównaniu z tym co robił Eric.

Eric, a raczej dr Eric Brenton... hmm zaczyna się niewinnie, nawet uroczo i choć ogień został już podłożony i się tli to czyta się dalej, bo chce się dowiedzieć, a do czegóż on tam zmierza. Została "podpisana" słownie umowa z Nikki (jest CAŁA jego). Ona nawet nie śmie jej zerwać, choć w jakimś stopniu zaczyna się bać to jej uzależnienie od doktorka jest silniejsze. I tu rozpoczyna się spirala wrażeń, rollercoaster uczuć o jakim nie śniliście ;). Nikki kopie głębiej i już nie wie komu ma wierzyć - diabolicznemu doktorkowi czy jego "znajomym". Chce się krzyczeć - Uciekaj dziewczyno!!!, a później się człowiek zastanawia, hmm czy aby na pewno?! Czy jest ona tutaj ofiarą czy może jednak nie?! Co jest z tą dwójką nie tak?!

Ona - Nikki - uzależniona od bólu - cięła się i "próbowała" popełnić w ten sposób samobójstwo;
On - Eric - dawca bólu, manipulator, kłamca, potwór, psychopata ? - niby czuje, tak sam powiedział i jest jeszcze KIMŚ, ale to zostawiam dla Was, abyście to sami odkryli ;).

Powiem jedno - nudy tu nie ma, ta książka tak wchodzi pod skórę, że chce się więcej i więcej, aż do samego końca. Prawie masochistycznie, chce się dowiedzieć jakiejś tam PRAWDY o Ericu, o ich całej tej pokręconej, chorej relacji.

STRONA TECHNICZNA: przyznam, że sięgałam po słownik w Kindlu, bo nie jestem zaznajomiona ze sprośnym słownictwem :P, więc przy okazji trochę się wyedukowałam ;). Poziom lekko podchodzący pod zaawansowany.

Ocena: 10/10 a nawet i więcej - doznałam szoku czytając :P 

Polecam, ale nie wszystkim ;) 

Ps. już nie mogę się doczekać, aż dorwę kolejne części bo jest ich ogółem 3 ;).

środa, 9 grudnia 2015

The Incurables by Jon Bassoff

The Incurables by Jon Bassoff


Jedno słowo: SZALEŃSTWO

To była jak wygrana na loterii i kiedy listonosz przyniósł paczkę, która przyleciała do mnie prosto z USA to pierwsze co pomyślałam: "O mój Boże, ale ja nic nie zamawiałam i co ja zrobię?!". Po otwarciu dodałam 2 do 2 i aż podskoczyłam z radości, gdy zobaczyłam dedykację od samego autora. "Hurra, hurra" - gwiazdkowy prezent z Goodreads :D.

Jako, że jestem żółtodziobem, jeśli chodzi o czytanie horrorów, to dopiero miałam gratkę i dość obiektywne spojrzenie. I dzięki Bogu, że książka była naprawdę FAJNA, bo serce by mi krajało, jakbym musiała napisać szczerą, ale negatywną recenzję na Goodreads, a tak kamień z serca ;).

To naprawdę było SZALEŃSTWO. Zaczęło się spokojnie od poznania samego doktora od lobotomii i trochę wglądu w jego szare życie rodzinne - żona zatracona w żałobie od kilkunastu lat (alkohol itp.), zmarły syn (wypadek na wycieczce z ojcem) i co tu robić jak przyszło mu "pocałować klamkę" i odejść z pracy, bo sorry ale już cię nie chcemy. Byłeś dobry, jak wariatów było za dużo i twoja technika była odpowiednia, ale teraz Panu dziękujemy dr. Frankenstein ;).

I odszedł w siną dal, ALE nie sam ;).

2 lata przerwy i poznajemy nowych bohaterów i tutaj dopiero zaczyna się jazda ;). Nie będę zdradzać jacy byli, ale powiem tylko, że miasteczko Burnwood to siedlisko GRZECHU, ZŁA, WYRZUTKÓW, MORDERCÓW, PROSTYTUTEK itp. itd. ;) I przez sam wgląd w ich osobiste życie, ich tragedie rodzinne można było poczuć ciary na plecach. 

STRONA TECHNICZNA: bardziej zaawansowany poziom, bo było słownictwo, które może lekko utrudniać czytanie, choć ja dawałam jakoś sobie radę wnioskując z kontekstu ;).

Podsumowując, książka WCIĄGA i przeczytanie jej zajęło mi 2 dni, a szczerze gdybym miała więcej wolnego to i w dzień można ją przeczytać (255 str). 

Ocena: 10/10

POLECAM !!!

 

wtorek, 8 grudnia 2015

The Devil and Miss Prym by Paulo Coelho

The Devil and Miss Prym by Paulo Coelho


Tak świetnie mi się czytało "The Witch of Portobello" tego samego autora, że zapragnęłam sięgnąć po inną jego książkę i to taką, którą już kiedyś czytałam i leży sobie u mnie na półeczce w wydaniu polskim. Trafiło akurat na tę, bo była dostępna w bibliotece i teraz wiem, że niestety to nie był zbyt dobry wybór. Okazało się, że jest raczej SŁABA. Niby pomysł nawet chwytliwy, jeśli chodzi o treść, ALE jak się czytało to wiało strasznie moralizatorstwem. Tak jakby Coelho trochę na siłę chciał wcisnąć nam swoją a la przypowieść o tym czy jesteśmy skłonni do zła jak mamy ku temu okazję - taka nasza wewnętrzna walka. I gdy zaczęłam czytać inną książkę i tam zarówno akcja jak i sama treść mnie wciągnęła, to ta wypadła  blado przy tamtej. I już nie mam ochoty do niej zaglądać. Co do języka, to na takim samym poziomie jak w "The Witch of Portobello", czyli średnio-zaawansowana osoba powinna sobie poradzić. Przeczytałam 45 str. i dość. Zabrakło ISKRY, tego "czegoś".

Czy polecam?

Hmm.... dla tych, którzy dopiero co zaczęli czytać Coelho to moim zdaniem warto się zapoznać i z tą pozycją, bo coś tam mówi ona  o samym autorze. To jak postrzega DOBRO i ZŁO.

The Lucky One by Nicholas Sparks

The Lucky One by Nicholas Sparks


Przyznam, że czytanie w oryginale N. Sparksa jest całkiem przyjemne. Z pewnością przy tłumaczeniu coś tam umyka, tak zawsze jest, akurat tego nie da się uniknąć ;).

Może ponarzekam na początek, ALE na sam film, a raczej na to co widziałam w trailerze, a co praktycznie dużoooo mówi o samym filmie. Tak, więc... tak dobrali aktorów, że babka, która gra Beth niestety wygląda troszkę dojrzalej, niż sam Logan i to zasługa Z. Efrona, bo nawet jak bardzo będą się starali zrobić z niego macho i takiego bardziej męskiego, to no cóż taki jego urok, że ma chłopięcą twarz i nic na to się nie poradzi. A w książce byli chyba nawet w tym samym wieku (a przynajmniej różnica była mała) i sam Logan był opisany tak, że był przystojny, ale zarazem i zwyczajny (miał dłuższe włosy), a nie tam wymuskany czy cuś mięśniak a la z rozkładówki dla pań czy jak sexy ogrodnik, bo tutaj (film) to tak wygląda i no proszę, nie uwierzę ani jednej kobitce, która mi powie, że ogląda film dla samej historii ;), bo jest na kim oko zawiesić :P. I ja może kiedy tam  obejrzę film, ale by te oko pocieszyć ;), bo historia opisana w książce z pewnością PRZEBIJE(A) tę na ekranie.

Co do samej historii, to jest ona dość przewidywalna i nie trzeba być wróżką, żeby wysunąć taki wniosek, że dwójka bohaterów się zakocha i tylko czekać na wielkie BUM, kiedy ONA dowie się o ZDJĘCIU. I tak było w moim przypadku, ALE, że samą opowieść dobrze się czytało (z malutkimi wyjątkami - lekkie przynudzanie się wkradło, ale nie dużo) i sam podział książki na danie głosu 3em bohaterom był fajny. Przyznam, że lubiłam kiedy dochodziła do głosu Beth (kobiece spojrzenie) i Logan (czasami rzeczy związane z wojskiem mnie przynudzały, ale później dostrzegłam, że były ważne), a nie cierpiałam kiedy dawano głos jej EX-mężowi - co za typ :/ - nie dość, że podglądacz to wyzyskiwał biednego syna i nie kochał go za to jaki jest, tylko miał swoje chore oczekiwania do tego jaki powinien być chłopak w jego oczach i jeszcze jaki z niego pies ogrodnika. Irytowało mnie, gdy czytałam jego wynurzenia, ALE bądź co bądź niby w głębi serca kochał swojego syna, tylko nie potrafił tego okazać, aż.... tutaj się dowiedziecie z samej lektury :).

STRONA TECHNICZNA: hmm tak na poziomie bliskim zaawansowanym, bo były momenty jak np. opisy natury, które mogą sprawiać problem i czasami słownictwo, więc lepiej być bliżej tego poziomu, by czerpać całą przyjemność z lektury.

Podsumowując, czy Logan miał SZCZĘŚCIE czy BYŁO to PRZEZNACZENIE czy NIE? Tego musicie się sami dowiedzieć sięgając po książkę i zachęcam sięgnąć po oryginał, bo WARTO :) . Muszę przyznać, że czerpałam większą przyjemność, niż czytając Sparksa po Polsku ;).

Ocena: 9/10

Jedna gwiazdka mniej za samą przewidywalność, bo tak to nie mam nic do zarzucenia ;). 
POLECAM!!! 

piątek, 4 grudnia 2015

The Precious Gift by John Bowen

The Precious Gift by John Bowen


Jedno słowo: MACIERZYŃSTWO

Główna bohaterka, Sarah Arnott znajduje na swojej posesji kości kobiety, ale to nie wszystko, bo były dwa szkielety, a nie jeden. Tak, zmarła kobieta była w ciąży i to już końcowej fazie - 8 miesiącu. Z tego choćby powodu, nasza bohaterka od razu nawiązała więź, jeśli można to tak nazwać ze zmarłą, bo sama jest matką, malutkiego chłopczyka, bodajże 4-mięcznego (teraz już pamięć troszkę szwankuje). I tak zaczyna się dochodzenie. CIEKAWOŚĆ ludzka nie zna granic, a sam fakt, że zmarła przyśniła się Sarah i "rozmawiała" z nią pchnęło ją ku szukaniu przyczyny tej zbrodni. Bo kto mógłby zabić kobietę w ciąży? Co za bestia, można rzecz. A nie jest łatwo wydobyć informacje z lokalnej społeczności, ta Sarah przeniosła się na "zadupie" ;) z Londynu, a jej mąż podróżował do pracy w te i we te. W końcu jest przyjezdną, intruzem, a takiej nic nie można powiedzieć. ALE sam inspektor natrafił na mur i prosił ją o pomoc, to starała się jak mogła, a potem no cóż popłynęła na fali i nawet dobrze jej szło. Oczywiście z dzieckiem "pod pachą". 

Przyznam, że społeczność była taka jak sobie wyobrażałam - tajemnicza, niechętnie zdradzająca cokolwiek, bo po kiego grzebać w przeszłości, i naruszać spokój zmarłych. A, okazało się, że szkielet ma z 40-50 lat  (1947) /strzelam troszku, bo 2 dni temu ją przeczytałam/ i niektórzy, którzy mogą coś wiedzieć o sprawie pewnie zmarli, a inni siedzą np. w domu starców.

Sarah Arnott - matka, żona - małżeństwo bardziej z wygody, jak na moje oko (byliśmy razem tak długo, jest nam nawet dobrze to hajtniemy się); z pewnością monotonia i nuda tam się wkradła, odrobina miłości się tli, ale to jednak za mało. Jej mąż bardziej skupiony na pracy, niż na życiu rodzinnym, zwykła zabawa z dzieckiem to dla niego prawie jak kara, choć miał przebłyski rodzicielstwa, ale małe. Sama Sarah nadmieniła, że tak to za bardzo nic nie umie i choć dobrze opiekuje się i spełnia się w roli matki. Okazało się, że jednak coś tam umie (wielbicielka książek detektywistycznych) i dobrze szła za tropem odnalezienia winnego. Oczywiście musiały być pokazane ciągoty do ogrodnika ;) - mąż daleko, a tu ciacho lata po ogrodzie, to trzeba powzdychać ;).

Zmarła, Dorrie Reeves była nauczycielką i przyjezdną. Dość tajemnicza. Ogółem robiła dobre wrażenie. Mieszkała na plebanii. Zaciążyła, nikt nie wiedział z kim i jak "wyjechała" wywnioskowali, że urodziła i nie wróciła i tyle. 

Prawda co do jej śmierci okazała się dość gorzka. Mogę zdradzić tyle, że była związana z jej stanem i że przysłowie ze "srokami" jak najbardziej tutaj pasuje.

Samo zakończenie, jeśli chodzi o wyjaśnienie zagadki śmierci Dorrie było nawet satysfakcjonujące, ale nie podobało mi się troszkę to co dalej po całym fakcie zrobiła Sarah. Takie niby może być, ale tak średnio to wyszło.

STRONA TECHNICZNA: język zdecydowanie na poziomie zaawansowanym. Mała, niepozorna książeczka (190 str.) a tu takie zaskoczenie. Chwilami musiałam się bardziej wysilić, żeby skumać o co biega. Nawet, chyba nie skłamie jak powiem, że nadaje się na poziom akademicki.

Ps. jak znajdę czas to wypiszę słówka, nawet dla samej siebie ;).

Ocena: 8,5/10

Ogółem bardzo dobrze mi się czytało i była interesująca. W samej tylko końcówce trochę mi coś zgrzytało i dlatego odjęłam co nie co ;).

POLECAM !!!
 

wtorek, 24 listopada 2015

The Witch of Portobello by Paulo Coelho

The Witch of Portobello by Paulo Coelho



Sama nie wiem od czego dokładnie zacząć. Może od tego, że ta książka odczekała swoje, bo przeleżała z pewnością kilkanaście lat na mojej półce z książkami. Raz, zrobiłam falstart i próbowałam ją przeczytać, ale z marnym skutkiem - parę stron i bez głębszych emocji. ALE, dostała swoją szansę i tym razem JA byłam gotowa na nią. A jak zaczęłam czytać to nie potrafiłam się oderwać i nie było mowy nawet o barierze językowej, bo tak płynnie mi się czytało - melodyjnie, mogłabym rzec :). Dwa dni i po książce :), czyli jeśli miałabym ją przeczytać po polsku to zajęłoby mi to pewnie jeden dzień, góra półtorej (jak ma się mniej czasu).

Przełamałam się i nie żałuję, ani sekundy poświęconej owej lekturze. Z pewnością jest ona dla wielbicieli pisarza, bo inni mogą jej nie docenić i uznać po prostu za pseudofilozoficzny bełkot i nic więcej. Ja po każdej jego lekturze czuję się niczym oświecona lub natchniona do działania :). Może nie zawsze zgadzam się ze wszystkim co pisze w swoich książkach, ale pisarz ma z pewnością magiczną moc przekazywania OCZYWISTYCH rzeczy w tak inspirującym wydaniu.

Tym razem poznajemy historię Ateny oczami innych ludzi, którzy się z nią zetknęli i tak "cały" jej obraz pomału wyłania się z każdą kolejną stroną. Są tam też i przytoczone dialogi, więc nie ma suchego monologu ;). Ja byłam zaintrygowana Ateną i nawet jeśli nie byłam w stanie jej za bardzo polubić jako osoby czy też poprzeć jej wszystkich decyzji życiowych, to chciałam ją poznać.

Dużą rolę w tej powieści odgrywało samo poznanie siebie. Czy mamy odwagę, by tak naprawdę poznać samego siebie, nawet gdy nie jesteśmy do końca pewni kim jesteśmy? I jak można tego dokonać?

"Czarownica", czyli Atena poznawała siebie poprzez taniec i wyciszenie, a także przez interakcje z innymi ludźmi i próbowanie różnych rzeczy, a także przez podróż ku... tego nie zdradzę ;).

Dodatkowym "smaczkiem" w wydaniu angielskim jest wywiad na końcu książki i stamtąd możemy dowiedzieć się, że pan Coelho pisze przede wszystkim, by zrozumieć samego siebie :).

STRONA TECHNICZNA: język moim zdaniem jest na poziomie średnio-zaawansowanym, ale przydałoby się znać parę sformułowań o poziom wyżej, by czerpać większą przyjemność z lektury.

Ocena: 10/10 a nawet i więcej :)

środa, 15 lipca 2015

Heat (Elements of Chemistry #2) by Penny Reid

Heat (Elements of Chemistry #2) by Penny Reid

I nie dałam rady! Jak zaczęłam czytać inną książkę, a tę odłożyłam i jak coraz dalej w las tym  ciemniej i dla mnie ;). Nie ma w niej NIC, co by mnie zainteresowało do dalszego czytania. Już i moja CIEKAWOŚĆ, która była a propos tego czy aby przypadkiem pod koniec OBOJE zmądrzeją, ulotniła się.

SPOILERY!!!

Miałam duże nadzieje ogółem do całej serii jak ją zaczynałam, bo po rekomendacji 4/5 w goodreads i "ochów" i "achów" czytelników spodziewałam się i że i ja to poczuję. I owszem, było tak na początku, przy pierwszym tomie - rozpływałam się. Ale czytając już ten tom, zapytałam samą siebie - czy aby na pewno to mi się podoba, bo coś mi tu śmierdziało od początku, coś nie dawało mi spokoju i tak małymi kroczkami doszłam do szokującego dla mnie wniosku - zostałam poddana ODMÓŻDŻENIU LITERACKIEMU!!! Słyszałam o tym, czytałam w paru recenzjach u niektórych, ale żeby wiedzieć, jak to wygląda to trzeba na własnej skórze przeżyć, i mnie to spotkało.
Po prostu weszłam w skórę tej "ofiary życiowej" jak to określił mój mąż po samej wzmiance o chowaniu się do szafy - powiedział "A kto tak robi?!" i wydawało mi się to wręcz urocze wraz z jej wymienianiem synonimów. Ale już przy tej części lampka sygnalizacyjna się włączyła w moje głowie - że halo? czy aby na pewno takie zachowanie i jeszcze inne jest urocze? I odp. brzmiała - NIE!!! Przepraszam, jeśli przynudzam nawiązując do jedynki, ale no właśnie - ten zabieg czysto marketingowy z podzieleniem na dwa tomy jest obrazą czytelniczą jak dla mnie. Ta, wiem teraz taka moda w New Adult na książki o objętości ponad 200 str lub większe, ale dużym drukiem. Jedynkę można było spokojnie połączyć z dwójką, bo pierwsza część to tylko PŁYTKI wstęp do niby "głębszego" rozwinięcia ich historii na wyspie.

I tak to przechodzę do sedna:
Oboje kuleją w relacjach damsko-męskich: Ona niby ma rozum, niby go używa, a tak naprawdę myśli tylko o jednym, tak samo i on. I tutaj oj są zgodni - dobrana para. Oboje traktują siebie PRZEDMIOTOWO. Zdziwieni? Już wyjaśniam ;). Bije się niby z myślami, jak po fakcie zrobił jej malinki i nie może się pokazać tak do ludzi, niby nie cierpi takiego traktowania, czysto zaborczego z jego strony, ale żeby kategorycznie powiedzieć NIE, o to przez jej usta nie przejdzie, bo Ona też go pragnie w czysto fizyczny sposób, a że jest dziewicą, to podwójnie - chcica gwarantowana - podkreśla to słowami podczas pieszczot lub na jego widok - "hot in my pants" I tak non stop!
A on "I want you" i też non stop. Wyznaczyli niby granice, że dotyk będzie miał jakieś tam znaczenie, ale jak przychodzi co do czego - to rozum wywalamy za drzwi i te same uciechy, jakie były takie są. A z tym jego pragnieniem, to autorka chciała wytłumaczyć jego zachowanie wywlekając wątek molestowania, który też jest dość wątpliwy i okropnie przedstawiony. Kobieto jak się za coś zabierasz to naprawdę dodaj GŁĘBIĘ, a nie po łepkach i skupiasz się na CZYSTEJ CIELESNOŚCI i nic więcej.

Oboje mnie irytowali przez większość czasu, na każdej stronie. Ona udawaniem niewinności - jaka ja biedna, nie mogę się od niego opędzić, ciężko mi powiedzieć nie, kiedy od razu robi mi się gorąco na jego widok - żałosne! On to wszystko wykorzystywał. Pragnę cię - u niego znaczy - mam ochotę Cię macać non stop. A jak mi się oddasz w końcu to będzie super. A próba poznawania się - poza mizianiem: w końcu na chwilę wpadła na genialny pomysł, by zrobić dzień bez macanek i poznania się poprzez naukę tanga i naukę obsługi łódki czy co tam się używa w wioślarstwie. Ta scena była dobra i miałam nadzieję na więcej takiego prawdziwego, normalnego poznawania się - PRZEZ ROZMOWĘ!

Mogłabym więcej wymieniać, ale sobie daruję. Jeśli macie ochotę to sami się przekonajcie i wyciągnijcie własne wnioski. Ja NIE POLECAM!!! Doszłam do prawie połowy i mam dość.

A ocena, byłabym zapomniała ;) 

3,5/10 Ta połóweczka za chęci pisarki dodania głębi do powieści, co jednak jej nie wyszło, moim skromnym zdaniem ;).

piątek, 10 lipca 2015

Attraction by Penny Reid (Elements of Chemistry #1) - Krytyczne spojrzenie

Attraction by Penny Reid (Elements of Chemistry #1)Trzeźwe, krytyczne spojrzenie na tę samą książkę - How can I did not see this for the first time while I was reading this book??? Or maybe Why did I sweep my reasonable thoughts under the carpet???

SPOILERY!!!

Hmm od czego, by tu zacząć... może od tego, że otrzeźwiałam czytając cz. 2 książki. Czuję się wystrychnięta na dudka! Przecież czytając czułam, że coś mi tam nie pasuje - jej uległość, mimo gadki, że ooo to taki palant, ale ma seksi ciałko, ale ja wiem lepiej, nie dam się zwieść, ale och jak mam gorąco w majtkach, nie wytrzymam :P Ta można się pośmiać, ale sarkastycznie. Już chyba wiem, jaki był mój problem! 

 Jakimś cudem weszłam w jej skórę - ta gdy to się uda, jesteście zgubieni - zaczyna się wam podobać Martin przez pryzmat cielesności tak jak i jej. Oni są oboje DZIEWICAMI - ona cieleśnie, a on emocjonalnie! A i jej czasami przydałoby się przywalić w ten zakuty łeb, bo wyobraźcie sobie taką sytuację:

 Facet przychodzi do was niezapowiedziany do domu - nie wiadomo jak wlazł (miał sposoby, mówił) i siedzi nad tobą i Cię budzi, gdy w końcu uświadamiasz sobie, że to nie sen i nie jawa, a czysta prawda, to co robisz?

a) wyrzucasz go za drzwi 

b) nie wiesz co masz zrobić i gapisz się jak cielę na niego

c) nie dość, że gapisz się na niego jak cielę, to jeszcze dajesz mu się obmacywać!

Choć tak naprawdę go nie znasz!

 I jak myślicie co nasza droga Kaitlyn wybrała? Oczywiście  odp. "C" .

I żeby to były jakieś tam "lekkie" obmacywanie, ale nie no chodźmy prawie na całość - przyciąganie, przyciąganiem, ale no proszę was... w tym momencie się nie szanowała wg. mnie, a jak zastała ich jej zarazem współlokatorka i przyjaciółka, to choć ona jej trochę wygarnęła - tym bardziej jej pomysł z całym tym wyjazdem, ale koniec końców i tak dała się przekabacić i poleciały razem - achhh, grrrrrrr ;)

 Ręce i nogi opadają prawda? :)

Niby ma coś tam w tej główce, ale jej nie używa - biję się myślami ze sobą, ale i tak nic nie robi. No dobra chce być bardziej spontaniczna to i niech będzie, ale SZANUJ SIĘ DZIEWCZYNO!

I tak to jak już skończę drugi tom, a jestem w połowie, bo nie mam czasu za bardzo czytać to dam wam znać, czy był jakiś PROGRESS/POSTĘP w całym jej zachowaniu.

A i styl pisarki, taaa czyta się dobrze, bo nie jest on wymagający, ale powtórzenia też są i wulgaryzmy - cały Martin, ach czemu nie może wyrażać się nawet podczas pieszczot w sposób mniej wulgarny. Heh, nawet ona mu to wypomina, no ale jak już się poddała chwili, to i obija się jej to o uszy i nic z tego nie robi.

Ogółem zachowują się jak dzieciarnia w okresie dojrzewania, a nie jak prawie dorośli - choć do tego im dużooooo brakuje. 

Wspomnę tylko, że autorka chciała im dać jakąś tam głębie, przemycić dlaczego tak się zachowują i trochę jej się udało, ale podeszła do tego po macoszemu, może jeszcze doczekam się oświecenia z ich strony - obaczę - a ten cały crap/bzdury w jakiś sposób wciąga i dlatego to taki ODMÓŻDŻACZ! Aż wstyd się przyznać, ale taka jest prawda, bo mimo irytacji sięgającej zenitu, czuję efekt jeszcze mydlenia oczu i dlatego daje im szanse - bohaterom na to, żeby w końcu zaczęli ruszać głową, a nie myśleć c***ą i f****m!

A jeszcze jedno, widać, że pisarka myślała marketingowo, bo równie dobrze można było połączyć dwie części w jedną, no ale po co, prawda? Lepiej zarobić na płytkim wstępie (cz. 1) o ich historii pożal się Boże i przerwać w takim momencie, no jak urwany film i niech się biedne nastolatki frustrują i obgryzają paznokietki - ach kiedy w końcu dane mi będzie sprawdzić jak cała sytuacja się rozwinęła.

 A i tak ocena z 8/10, spada do hmm 3/10 teraz sami widzicie jak to jest - cienka linia między kochaniem, a nienawiścią, prawda? :) 

NIE POLECAM!!!

poniedziałek, 6 lipca 2015

Attraction by Penny Reid (Elements of Chemistry #1) - WERSJA LITERACKIEGO ODMÓŻDŻENIA

Attraction by Penny Reid (Elements of Chemistry #1)

UWAGA, UWAGA: TA WERSJA RECENZJI JEST BARDZO POZYTYWNA, ALE... po głębszym przemyśleniu, przetrawieniu, czuję, że po raz pierwszy w życiu doświadczyłam tzw.  LITERACKIEGO ODMÓŻDŻENIA! Nie miałam bladego pojęcia jak to wygląda - teraz wiem, właśnie tak...

Macie ochotę przeczytać drugą opinię?

To zapraszam - ta sama książka, a jakże INNE, BARDZIEJ KRYTYCZNE SPOJRZENIE w drugim poście ;).

Uwaga spoilery :P (nie dałam rady inaczej opisać po troszce bohaterów)

Moją przygodę z czytaniem po angielsku rozpoczęłam od powieści z nowego nurtu literackiego NEW ADULT.

Jedno słowo: Przyciąganie

Tytuł książki pani P. Reid jest bardzo trafny, tu aż iskrzy od przyciągania. Nie jest to długa lekturka, ma gdzieś ponad 200 str (ebook) i nie dzieję się tam zbyt wiele, ale potrafi wciągnąć swoją prostotą i tytułowym przyciąganiem głównych bohaterów.

Kaitlyn Parker - hmm cóż o niej można powiedzieć, na początek wysuwa się taki przymiotnik jak... zlękniona?, tak robi takie wrażenie po chowaniu się w szafie/szafce w klasie od chemii ;). Tak, tam ją po raz pierwszy spotykamy i dowiadujemy się ciekawych rzeczy - w atakach paniki pomaga jej wymienianie synonimów jakiegoś słowa ;) Powiem tak, jak czyta się to po angielsku to dość pożyteczna sprawa - można się dokształcić :P. Ale czy aby na pewno jest taką zlęknioną szarą myszką... hmm niekoniecznie. Owszem lubi być niewidzialna, a raczej to jej pasuje. Żyje w swoim świecie książek, muzyki (gra na różnych instrumentach np. gitara, pianino, ma nawet jakiś tam zespół), więc nie jest aż tak wycofana jak to się wydaje na pierwszy rzut oka ;). A żadną niespodzianką nie będzie jak zdradzę, że jest DZIEWICĄ ;) Ten motyw jest teraz często stosowany w tym gatunku. Dziewica poznaje "jerk facebully", czyli macho man, który wyrywa laski na prawo i lewo, samiec alfa itp. itd. ;)

I tak to przejdę do Martina :) Ta nasz macho man, samiec alfa, oczywiście musi być bogatym dzieciakiem, ale na szczęście nie jest głupi :P choć pewne sytuacje są dla niego nowością i tu zachowuje się jakby nie wiedział co ma począć biedaczek :P. Aaaa najważniejsze, jeśli chodzi o wygląd - ba musi być seksowny, a do tego wioślarz ! I członek bractwa - jak w amerykańskim stylu :) Jest bardzoooo zaborczy i w sumie wg niego zaborczość = opiekuńczością, ale nasza Kaitlyn mu wyjaśniła tą różnicę, szkoda tylko, że trochę za późno :P

Nasza dwójka bohaterów zna się już jakiś czas - są partnerami na zajęciach od chemii, ale wiadomo w ten sposób nie poznasz drugiej osoby, chyba że... polecisz z nią na drugi kraniec świata, a raczej na prywatną wyspę i tam spędzisz z nią/nim jak to mówią Amerykanie na to SPRING BREAK, czyli po naszemu ferie wiosenne :) Kto oglądał seriale, bądź filmy o nastolatkach to wie, co tam wyrabiają - imprezki, alkohol itp. rzeczy ;).

A jak do tego doszło, że tam oboje wylądowali, no cóż całą przyjemność zostawiam dla was drodzy czytelnicy ;)

Ważne: THIS BOOK IS VERY FUNNY :) I ten argument wystarczy, aby po nią sięgnąć ;)

Postać Kaitlyn jak dla mnie jest pełna sprzeczności i nie wszystko podobało mi się co robiła, a raczej na co za sprawą owego przyciągania pozwalała, ale że to jest lekkie czytadełko, w sam raz na lato, to nie będę się za bardzo czepiać ;) Można tą książkę kochać i nienawidzić w tym samym czasie - chciałoby się otworzyć oczy obojgu bohaterom. Kaitlyn niby jest tą rezolutną i bezpośrednią (wali prosto z mostu i przez to są śmieszne dialogi/oczywiście Martin też jest bardzo "bezpośredni", jeśli wiecie o czym mówię ;), ale no właśnie to już sami musicie się przekonać ;)...

Nie zdradziłam wszystkiego o bohaterach, bo nie chcę popsuć całej zabawy z odkrywaniem książki, wspomnę tylko, że postacie drugoplanowe są również ciekawe ;)

WARNING: Trzeba od razu zaopatrzyć się w tom drugi cyklu, bo kończy się w takim momencie, że frustracja sięga zenitu :P, pisarka była na tyle uprzejma, że dała zajawkę na drugi tom, ale po co jak można od raz się w niego zaopatrzyć i czytać, nieprawdaż? :)


STRONA TECHNICZNA: Słownictwo nie jest zbytnio skomplikowane - dużo czasowników typu jęczenie, pieszczenie i przymiotników w tym guście ;) wiadomo czemu :P, parę idiomów, ale gdy ma się Kindla plus słownik i ktoś jest dociekliwy jak ja... to mimo korzystania z niego przyjemność z czytania wciąż jest ;) Uczyłam się przy okazji HOT EXPRESSIONS ;), co z pewnością zaoowocuje na przyszłość przy innych powieściach z nurtu New Adult.

Summary/Podsumowanie: Lekkie czytadełko w sam raz na lato dla osób, które nie wymagają zbyt wiele od książki, można się i pośmiać i poirytować, ale ogółem czyta się szybko i przyjemnie :)

Ocena: 8/10 za humor i wciągnięcie bez reszty w historię Kaitlyn i Martina :)

Polecam w 100%